piątek, 1 grudnia 2017

Historia o trzech takich co pojechali kupić auto.

Dziś wyszły na światło dzienne pewne fakty. Jakaś nie tego jestem ja, mąż, teść i sprzedawca naszego nowego vana xD


Prosta sprawa, końcem września podpisaliśmy z mężem cyrograf, po uczczeniu tego faktu hucznym oraz jakże wybitnie oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju weselichem, zajęliśmy się jak na naszą narodową cebulę przystało liczeniem hajsu. Hajs się zacnie zgadzał, zatem w końcu spełniamy nasze małe marzenie, kupujemy samochód! Ale samochód nie byle jaki. Przy posiadaniu dwójki latorośli, dwójki czteronożnych szczekających kudłaczy oraz jednego miauczącego podjęliśmy jedyną i słuszną decyzję zakupienia vana. Wszak nie wiemy jeszcze dokładnie co nam przyniesie przyszłość, ale już przy tej ferajnie zwykła osobóweczka, a nawet kombi nie wystarczy zdecydowanie. Zatem od tygodni oglądaliśmy we trójkę oferty samochodów, konkretnie Volkswagenów T4, Caravelle oraz Fordów Transitów. Bo Janis jak to Janis ma swoje zasady i byle czym jeździć nie będzie. Zatem w grę wchodzą tylko amerykańce i niemcy, bo francuzom nie ufam, polskie fujka, japońce też niiiieeee.... Do sedna.

Po przekopaniu jakiejś połowy internetów (momentami zahaczaliśmy chyba o jego krańce), odrzuceniu ofert ponad nasz przedział cenowy, rzęchów, szrotów i innego dziadostwa objawił się nam ten jedyny. TEN JEDYNY wręcz. Piękny, idealny, rocznik w sam raz, wszystko śmiga, furczy i tańczy, blacharka cudo no klasa sama w sobie, moje 9-osobowe marzenie, pieprzona gwiazda śmierci. Sam Darth Vader by się zachwycił. Super! Umawiamy się i jedziemy. Na szczęście nie tak daleko (Ruda Śląska, więc czekała nas Trasa Tychy - Czeladź - Ruda - Czeladź - Tychy. Przypomina mi się tutaj odcinek zDupy https://www.youtube.com/watch?v=SSQNfra6nhM i tekst o wyjeżdżaniu z Katowic xD). Na miejscu też klasa, no normalnie czuję chemię z tym wozem od początku, małż też aprobuje, teść tak samo. Bierzemy... I już już mamy podpisywać umowę, a tu jak nie ciulnie. Gdzie karta pojazdu? Szlag właściciel chyba ma w domu, dzwoni do żony. Tam nie ma. Wtf... Okazuje się, że ten samochód chyba jej już wcześniej nie miał, ale spoko wyskoczymy do urzędu i dostaniemy stosowne dokumenty. Dojeżdżamy na 14:12. Urząd do 14. Nosz k.... Dobra, umawiamy się, facet przyjedzie we wtorek, jego wina, przeprasza ale targu dobijamy, bo okazja jak nigdy. Trudno wytrzymamy jeszcze tą chwilę.

W domu jeszcze chaos taki, że człowiek ma ochotę ciąć się łyżką. Moja dzika ferajna postanowiła, że buty śpią z nami, śmieci też śpią z nami, a więcej śmieci nada się na konfetti, a nawet śpi z nami.... kupa! Po prostu uznały, że zajebistym pomysłem jest wciepać gówno nam do łóżka.... Zabić to czasem dla nich za mało. Do tego zeżarli dzieciom drożdżówki. Kocham te zwierzęta jak Czarta kocham, ale no to co oni czasem wyprawiają to porażka. W międzyczasie Wika chce frytki, a kot chce żryć. Już!! Potem jeszcze jedna gówniana sytuacja. Siadłam taka zrezygnowana życiem, całym tym dniem, chcę już po prostu mieć wszystko w podwoziu... kiedy mąż podchodzi i wywala mi tekst:

-Bestio, nie żebym Cię chciał dziś bardziej wkurzyć czy coś... Ale dzwonił tata,
-???
-No bo w sumie mogliśmy ten wóz mieć już dziś pod domem. Okazuje się, że adnotacja o tym, że van nie ma karty była w dowodzie rejestracyjnym schowana. Żaden z nas tego nie zauważył....

Kurtyna. Teść swego czasu sprzedawał samochody w potężnych ilościach, znawca itp. Mąż też nie jakiś debil wie co robi, zna się. Ja fanka motoryzacji, w ciula się robić nie dam, znam się na ile się znam, sama sprawdzałam czy się dokumenty zgadzają, kopałam pod maską itp. Właściciel też nie jakaś pipa, zna się facet na tym co robi i wie jak utrzymać auto. Każdy z naszej czwórki oglądał ten zasrany dowód rejestracyjny. Kurde każdy... Żaden nie sprawdził czy nie ma tej notki.... ja pierdacze...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz