poniedziałek, 2 grudnia 2013

Horror Story

Z dniem dzisiejszym dodaję nową zakładkę poświęconą moim grafomańskim wybrykom. Czasem wypada poddać pod krytykę swoje chore wymysły ;) Na początek wiersz który próbowałam skończyć od kilku tygodni i wreszcie mi się udało (choć nie wykluczam drobnych poprawek, bo długie dziadostwo jest...)


Horror Story

W mrocznym, ciemnym, głuchym lesie
Gdzie wnet echo się nie niesie
Stoi mały, stary dom
Co w tym domu? Samo zło.

Ściany przesiąknięte śmiercią
Każdy pokój wieje chłodem
Tylu ludzi tu zginęło
Istny cmentarz pod podłogą

W tym parkiecie - ciężka klapa
Pod tą klapą - sala kata
Łańcuchy, haki i inne narzędzia
Wszystko rdza od dawna pożera

Lecz historia zaczyna się od nowa
Grupa przyjaciół do domku nadciąga
Blondynka, brunetka, kolega i chłopak
Czy któreś ocalić żywot dziś zdoła?

Już są, przybyli wreszcie, zmęczeni
Losu, który ich czeka, wciąż nieświadomi
Nadal się cieszą z takiej wolności
Nie wiedząc do jakiej weszli pułapki

Wieczór nadchodzi, kominek płonie
Kolejna butelka wina, robi się zabawnie
Coraz przyjemniej, romantyczny nastrój
Para zamknęła się w drugim pokoju

Druga parka znudzona już sobą
Rozglądać zaczęła się za jakąś rozrywką
- O! Popatrz klapa! Chodźmy zobaczyć!
W pokoju natychmiast powiało grozą

Oczom ich ukazały się piwnicy zgliszcza
Odór uderzył okrutnie w ich nozdrza
Na ścianie wisiała martwa kobieta
Krew jeszcze spływała po piersiach i nogach

Parka już chciała uciekać w popłochu
Drogę zagrodził im maniak w fartuchu
Dziewczyna krzyknęła, stojąc w bezruchu
Jeden, celny cios w głowę i padła bez tchu

Towarzysz też chciał uciec, zrobił kilka susów
Nie przewidział psychopaty kolejnych ruchów
Morderca pociągnął jeden z łańcuchów
Ciało poszatkowane przez tysiące kolców

Tymczasem para, już po uniesieniach
Odpalała kolejnego papierosa
Wtem coś stuknęło pod samą podłogą
Szurając okrutnie wyszło na zewnątrz

Zaczęli wołać swoich przyjaciół
Brak odpowiedzi ich zaniepokoił
Wyszli ich szukać, może coś się stało...
Obejście okolicy jednak nic nie dało

Nagle w lesie dostrzegli ruch
Brunetkę zobaczyli leżącą wśród mchu
Z odrąbaną głową oraz bez nóg
Ze strachu oboje stanęli bez ruchu

Za plecami dostrzegli czyjąś obecność
To maniak w fartuchu już na nich czekał
Zaczęli uciekać, lecz marne ich szanse
Chłopak biegł z już poderżniętym gardłem

Upadł dość szybko, prosząc o litość
Wariat nie zważał na jego błagania
Serce mu wyrwał jednym, sprawnych ruchem
Młody osunął się mimo starania

Została blondyna, samotna, bezbronna
Korzystając z nieuwagi schowała się w szopie
Wlazła do szafki ze złudną nadzieją
Że szaleniec za nią tutaj nie dotrze

Siedziała cichutko, jak mysz pod miotła
Nie chciała styczności z taką katorgą
Lecz na wariata nic nie działało
Bez zastanowienia zmasakrował jej ciało

Złapał za włosy i wbił nóż w plecy
Trzymał swą ofiarę mocno za ręce
Zamordował kobietę dla czystej hecy
W życiu nie myślała o takiej udręce

Tak się kończy to horror story
Po młodych już nikt nie nosi żałoby
Bo mimo uprzedzania pojechali do chaty
Choć każdy pamiętał wcześniejsze makabry

"...Shell love ya black and blue -- sweet little sister! Mona lisa with a new tattoo. Shes my sweet little -- sweet little sister..."

Nie wiem co się ze mną ostatnio, dzieje do niczego nie mogę zabrać się w czasie eh. No, ale dobra czas nadrobić i napisać co u nas. Generalnie muszę przyznać, że w ostatnim miesiącu wiele się wydarzyło, dużo zmian pozachodziło oprócz tego rozstania. Jak mówiłam planów jest dużo i skrupulatnie je realizuję. Od drobnych zmian typu kolor włosów, po większe przedsięwzięcia jak rozpoczęcie pisania książki, pisanie wierszy, tekstów, aż po założenie długo planowanego zespołu (jutro pierwsze oficjalne spotkanie bandu! Oraz powitanie na Tychach naszego gitarzysty Szczypiego, który uznał, że ma głęboko w poważaniu rodzinną Łódź i sprowadza się na śląsk!). Niebawem więc jeśli usłyszycie gdzieś nazwę Provocator to możecie być pewni, że to moja sprawka ;) Powoli zabieram się też do gitary, choć idzie mi to dosyć opornie ale co tam. W końcu się nauczę! Tak więc dzieje się, dzieje dużo. Dodatkowo muszę zmęczyć tę nieszczęsną anatomię i kilka innych przedmiotów, bo koniec semestru zbliża się i wieje grozą. Ale co by nie mówić, Janis głupcem nie jest i jakoś dam radę. A w przerwach i wolnych chwilach oddaję się najbardziej przyziemnej rozrywce świata, mianowicie gram z chłopakami w Heroes of Might and Magic V. Bo jak to mawiają, kto bogatemu zabroni? I wiecie co wam jeszcze powiem? Związki są chyba nieco przereklamowane, o dziwo znacznie lepiej się czuję (przynajmniej narazie) będąc solo. Jak to ostatnio sobie żartuję, od pomocy i towarzystwa mam kumpli, od gderania przyjaciółki, a od zalegania i śmierdzenia na kanapie psa. Mieszkanko też ambitnie zmienia wygląd, jak to niedawno mi ktoś powiedział mój pokój wygląda jak taki typowy, studencki na co dopowiedziałam, że owszem mój pokój tak, kuchnia wygląda jak w każdym mieszkaniu, zwykła, klasyczna, a do tego pokoik dziecięcy. Wszystko z innej bajki :D Tak myślę, że dzieciaki będą miały ze mną  w przyszłości ciekawie! A skoro o nich mowa, to czas pochwalić się, że Tris już raczkuje i łazi przy meblach! :) Tak więc teraz mam przekichane i to zdrowo. Dodatkowo ostatni tydzień ząbkował znowu i nie dawał spać po nocach... Tragedia po prostu. Na szczęście to już za nami. Do tego Wika się nieco poprawiła w szkole! To dopiero wyczyn! Znalazła sobie ulubionego wujka który odrabia z nią zadania, wtedy jest skora do pracy cwaniara. I to tak pokrótce wszystko co się ostatnio u nas dzieje. Grunt to ten cały bajzel logicznie ogarniać, a to nie takie proste. Ale przecież ja się nie lubię nudzić ;) Póki co czas wziąć się za syzyfowe prace czyli sprzątanie, które i tak po chwili szlag trafi.

Zapomniałabym. Dla przypieczętowania nadchodzących zmian 13 w piątek idę się dziarać ;) Mam nadzieje, że wszystko pójdzie zgodnie z moim planem! :D


Ostatnio myślałam, że umrę ze śmiechu kiedy zobaczyłam cechy wspólne moich dzieci i psa:

Sytuacja 1: Siedzę ja i Vedril (kumpel) w pokoju, gramy na kompie. Wika co chwilkę biega do ubikacji (wszystko byleby nie iść spać, a wypadałoby już), więc pytam się latorośli...
- Wika co Ty tak co chwilę do tego kibla biegasz?
- Bo mi się pić chce!
- .... O.o

My w ostry śmiech, Wika się obraziła i trzaskając drzwiami poszła spać. No ale jak tu się nie śmiać :D

Sytuacja 2:
Młody notorycznie wykazuje zainteresowanie psim żarciem i miskami Vadera... Wczoraj uznał, że genialnym pomysłem będzie umycie mi podłogi w kuchni wodą z psiej miski.... Ehh :) Dzieci.


A co do wygrzebania jakiś zdjęć to wykopałam z czeluści internetów itp. trochę staroci przed kilku lat i tak mnie na wspominki wzięło :D
Mała Wikusia & Alice 

Wycieczka do Krakowa. Widać Młoda ma coś po mnie :P
Akwarium. Ale to był szaaał! :D


Mała Wikula jak miała 1 dzień ;)

Dama na obrazie :)

A oprócz dziecięcych, grzecznych zdjęć co jeszcze znalazłam?


Dni Tyskie z 5 lat temu :) After party z Silver Samurai, ehh piękne czasy!

Moje osiemnaste urodziny, matko... ;]

Podróż do Krakowa z niejakim BJ


Z moim rywalem i wrogiem nr 1 w HOMM V. Z jakiejś tam domówki u Szadoła.


Zlot hippisowski 2007 Kraków... Wtedy wyglądałam jak Ozzy O.o

Oraz koncert Silver Samurai z 2008 roku w Tawernie w Tychach. (Nie ma jak wstawiać foty z byłym facetem ;] Za dużo imprez się razem zaliczyło i co by nie mówić best czas ever!)



I wiecie co...



Dochodzę do wniosku, że ja nigdy się nie zmienię ;)


A na koniec przesłodki widok moich dwóch kawalerów :D Chrupkii!!

Ok starczy tych kompromitacji. :)



poniedziałek, 11 listopada 2013

"...This is the end beautiful friend, This is the end my only friend, the end..."

Po kolejnej przerwie, znów jest co pisać. Niestety nic pozytywnego, jak to zwykle w moim wypadku bywa (to jakaś klątwa, serio!) nie minęły jeszcze dobrze dwa lata związku, a wszystko posypało się niczym domek z kart. Przyczyn opisywać nie będę, to już nasza prywatna sprawa co się stało, a podziało się wiele. Zbyt wiele jak na nas. W każdym razie, rozpoczynam właśnie nowy rozdział w swoim życiu. Kolejny już, choć chyba najbardziej znaczący. Trzeba poukładać sobie wszystko, dogadać się odnośnie opieki nad Tristanem, czas urządzić się na nowo i przede wszystkim skupić na nauce. I jakoś idzie do przodu. Znacznie ciężej zapewne by mi było, gdyby nie pomoc i wsparcie przyjaciół, którym dziękuję za poświęcenie, czas, zaangażowanie i wszelką pomoc. Najwidoczniej tak musiało się stać. Póki co głowę mam pełną ambicji, planów i nowych wyzwań i nie chcę rozpamiętywać przeszłości. Żeby iść do przodu, nie można patrzeć się za siebie. Teraz ciekawa jestem co jeszcze życie mi przyniesie (czasami aż strach myśleć, bo los lubi mi płatać figle i kopać po tyłku).

A na razie twardo usiłuję poprawić pierwsze kolokwium (anatomio jak ja Cię nienawidzę!), wysprzątać solidnie mieszkanie i jakoś logicznie urządzić w swoim stylu (w styczniu planuje się remoncik :P), a gdzieś pomiędzy tym ufarbować włosy, co graniczy z cudem. Plus taki, że Wiktorię wysłałam na świetlicę i obiady w szkole więc od razu więcej czasu i mniej roboty, a mała zadowolona, bo spędza czas z dziećmi.

Z rewelacji dodatkowych: Tristanek ma już dwa ząbki, w chodziku driftuje i usilnie próbuje rozjechać psa (będzie kierowcą po mamie ja to wiem! xD) na co ten woli zdecydowanie kryć się pod biurkiem i z dala od małego rozrabiaki, który panoszy się zrzuca wszystko z półek, zjada gazety itp ;)

Ostatnio, muszę się pochwalić, dotarłam wreszcie wraz z Dagą na grób Ryśka Riedla. Nie byłam tam bardzo długo aż wstyd przyznać, bo kiedyś latałam regularnie. Nie da się ukryć, że cmentarz nocą i ten jeden tak bardzo oświetlony zniczami grób wygląda naprawdę magicznie. To jedno z niewielu miejsc gdzie mogę pójść i podumać na beznadziejnością życia i świata.

Dziś taki zlepek różnych fotek (mam przepisy w przygotowaniu to też na dniach dodam!) z różnych sytuacji (mało robimy fot, bo ostatnio głównie się lenimy w domu, trzeba chyba zmobilizować się nieco do życia).

Te ostatnie przebłyski słońca nad Paprocanami... My chcemy laatoo!!!  

Headbanging z ciocią Poley ;) Mały wie jak szaleć do rock'n'rolla ^^


Mamuśka dostała wychodne! (Podziękowania dla Dagi, która została ze szkrabikiem, żeby starzy nieco odpoczęli) Śląski Zlot Fanów Bon Jovi w Sosnowcu (o ironio ;p)

Dobry, zły i brzydki ;]

Wanted, dead or alive

Takie tam, na schodach ;]

Zdjęcia przerabiała jak zwykle Anna Poley.

A do czytelników: Trzymajcie za nas kciuki, żebyśmy dali radę, a za mnie dodatkowo żebym nie oszalała do końca xD

http://www.youtube.com/watch?v=aGmAmJFUvzM

Tak mnie ostatnio nosi na The Doors. 


wtorek, 22 października 2013

Matka też student :P

Ostatnio miałam dłuższą przerwę, na pewne zawirowania rodzinne itp. w które może zgłębiać się nie będę ;) Najważniejsze, że już jest ok. Dziś przede wszystkim muszę się pochwalić, iż nasz Tristanek po raz pierwszy sam wstał trzymając się szczebelek łóżeczka! Sukces! A Wika z kolei hm... dosyć dosłownie potraktowała mój wykład na temat bronienia się kiedy ją ktoś zaczepia. Otóż koleżanka zaczęła ją szarpać w sporze o zabawkę na co mała Wika ostrzegła dziewczynkę raz, po czym przysoliła jej z pięści prosto w oko. Z jednej strony zrobiła źle, z drugiej dobrze... jedyne co mogę powiedzieć to: Moja krew! ;] Cóz, robi się coraz ciekawiej z dnia na dzień nie powiem. Przy czym dzisiaj Tristan z Vaderem przeszli samych siebie.... Robiłam w kuchni śniadanie (w dużym skupieniu nie patrzyłam na nic wokół), nawet nie zauważyłam kiedy przylazł Vader strzelił ambitnego klocka na środku kuchni (nie rozumiem nadal co chciał w ten sposób zamanifestować, zwykle w domu się nie załatwia), po paru sekundach przytruchtał Tris w chodziku i wszystko... rozjechał totalnie po kaflach. Oni naprawdę dbają o to żebym się przypadkiem nie nudziła w domu -.-

A ja z kolei zaczęłam wreszcie upragnione studia, które okazały się najwdoczniej tym czego szukałam tyle lat. Zajęcia ciekawe, ludzie świetni, i na wykładach wiem o czym jest mowa, bo te tematy znam. Ba! Za chwilę idę otworzyć kolejne opasłe tomiszcze i będę się uczyć do najbliższego kolokwium. Co więcej, po raz pierwszy w życiu będę się uczyć z przyjemnością! A na wieczór zostawię sobie Zygmunta Freuda, za którego wzięłam się już z własnej woli. Muszę też przyznać, że uczelnia stała się pewną moją odskocznią od codziennych obowiązków i problemów. Przejażdżka autem zawsze wprowadza mnie w luźny nastrój, a na zajęciach mogę podsykutować na tematy których w domu raczej nie poruszamy. I to sobie bardzo cenię.

Ogólnie muszę przyznać, że jest jeszcze fajniej niż było do tej pory. Choć był moment grozy to jednak wszystko skończyło się dobrze. Podstawą jest zawsze patrzeć w przyszłość pozytywnie i z podniesioną głową. póki co lecę zając się nauką, a w niedalekiej przyszłości wreszcie własną firmą i paroma innymi planami. Czas odżyć. ;]

Ja sam!!

Takie dwa małe, niepozorne szatany ;]

W nowym image'u :D

Like a Rolling Stone ;) Maluch dostał od babci nową bluzę :P

Little rebel by choice :*

Best slajd z wykładu z anatomii xD

czwartek, 3 października 2013

Prywatna uczelnia to zło, a państwowa jest cacy... Czyżby?

Wreszcie zakończyłam boje o przyjęcie na studia. Rok temu miałam już problem i ostatecznie zostałam na lodzie przez szanowny Uniwersytet Śląski. W tym roku powtórka z rozrywki. Zapisuję się, składam papiery, dopytuję, dociekam co i jak. Panie szanowne w dziekanacie mówią, że wszystko ok, kierunek na pewno ruszy nic się mam nie martwić. 29 września dowiaduję się, że filologia jednak nie rusza, a szanowna Pani z dziekanatu zapomniała wyłać mi maila o informacjach i zapisach które odbyły się tydzień wcześniej... Ogólnie rzecz ujmując UŚ teatralnie wręcz po raz kolejny pokazał jak bardzo szanuje kandydatów i jak bardzo ma ich gdzieś. Przykra rzeczywistość, wydawałoby się dobrej, państwowej uczelni. Cóż jako, że terminy gonią, zbyt wielkiego wyboru już nie mam to zaczynam szukać uczelni prywatnych. I tak mnie tknęło, aby zerknąć ponownie za psychologią. Bingo! Znalazła się fajna, przyjemna, prywatna uczelnia, z trybem zaocznym i normalnymi pracownikami, którzy służą pomocą i umieją odpowiadać na zadawane im pytania. I w dodatku mają nadal otwartą rejestrację! Zapakowaliśmy się więc z dziadkiem do samochodu i jazda, składać papiery. Dwa spore minusy? Uczelnia jest pierońsko droga, w dodatku mieści się na os. Witosa w Katowicach czyt. na totalnym zadupiu z trudnym dojazdem. Ale czego się nie robi... Rejetracja załatwiona, papiery złożone, podpisy również. Zatem wszystkie znaki na niebie i ziemii mówią, iż zostałam studentką I roku jednolitych studiów magisterskich w SWPS na kierunku pychologia kliniczna. Bo grunt to dążyć do spełniania własnych marzeń. I o ile nie zwariuję przy tych moich dwóch szkrabach (zwłaszcza Wice którą, póki co ciężko zagonić do nauki) to za pięć lat dostanę dyplom i być może będę myśleć nad dalszą nauką.

Ah, zapomniałabym. Dwa dni temu dostałam telefon z szanownego UŚ, gdzie w zamian za to, że filologia polska nie ruszyła w tym roku, zaproponowano mi bibliotekoznastwo, które... również może albo nie ruszyć albo zostać zamknięte za rok albo dwa (choć w teorii Pan przekonywał, że ruszy.... Już to słyszałam). Zaprawdę łaska niebywała, z całą pewnością mam ochotę marnować czas i pieniądze (które na państwowej uczelni też de facto płacę) na wielką niewiadomą i ryzyko ponownego zostania na lodzie. Przykro mi, jakoś nie skorzystam z cudownej oferty.

Cóż na zakończenie tego, co by nie patrzeć, dobrego dnia mogę powiedzieć? A to, że niech każdy sobie mówi dalej jakie to prywatne uczelnie są złe, kiepskie, a państwowe to cud, miód i orzeszki. Na prywatnej chociaż potraktowano mnie jak człowieka, a nie kolejnego popaprańca, który śmie zawracać szanowną dupę jaśnie Pani sekretarce w dziekanacie. Z całym szacunkiem, ja za kontakty z Uniwersytetem Śląskim podziękuję.


Tak jakoś mnie wzięło na przeglądanie zdjęć i trafiłam na te z liceum. Szkoła którą najlepiej wspominam i wiele jej zawdzięczam. I PLO w Sosnowcu. Czas chyba wybrać się tam w odwiedziny, w końcu od matury minęły już trzy lata :)

Szlachta klasowa. Jako jedyni przetrwaliśmy pełne trzy lata ;) 

Z naszym Ojcem Dyrektorem. To jest prawdziwy nauczyciel z pasją. Jemu zawdzięczam upór i chęci do nauki łaciny.


Taakie tam z zakończenia szkoły :D Z Panią Dyrektor ;)

środa, 25 września 2013

O wszystkim i o niczym...




Dziś zrobię takie podsumowanie ostatnich tygodni na szybko. W pierwszej kolejności muszę się pochwalić, że Tristanek po tygodniu ciężkiego boju, choroby i Bóg wie czego jeszcze doczekał się pierwszego ząbka. Dokładnie 15 września zauwazyliśmy u niego dolną, prawą jedyneczkę ;) Również po długich bojach dochodzę z Wiką do pewnego porozumienia, bo potrafiła wyprowadzić mnie z równowagi jakieś sto razy dziennie. Nie słuchała, miała wszystko w nosie, wszystkiego zapominała itp. itd. tłumaczyć mogłam milion razy, a to i tak nic nie dawało, bo znowu nie słuchała. Błędne koło. Ale chyba jakoś powoli udaje nam się dogadać. Ba, pannica jak chce to potrafi nawet zarobić na swoje kieszonkowe (tak, tak nie ma nic za darmo) pomagając mi w sprzątaniu, porządkując szuflady i nawet rozwieszając pranie! Oby tak dalej to może coś z niej będzie ;) Tristek zaś z kolei biega sobie radośnie w chodziku i wykazuje coraz większe zainteresowanie Vaderem (z czego główny zainteresowany wcale nie jest taki zadowolony). Ja natomiast usilnie próbuję, ułożyć jakoś po ludzku plan dnia, co jest niestety ciężkie przy wstawaniu o 6:00, do czego zupełnie nie przywykłam. No i czas najwyższy zabrać się za pisanie książki póki studia dopiero się rozpoczynają i mam jeszcze na to czas. Ah i nie mogę nie wspomnieć, że ostatnio udało nam się z Panem Tatą urwać na kilka godzin do nowo otwartej Galerii Katowickiej. Cóż mogę na ten temat powiedzieć.... Galeria jak galeria drogo, dużo, ludzi masa, sporo rzeczy które chciałoby się mieć, a na które nas niestety nie stać. Jedyny, mocno dostrzegalny minus tego kolosa jest taki, że łatwo można się w nim pogubić, co zazwyczaj mi się nie zdaża w takim stopniu. Co więcej, schody skonstruowane są w tak beznadziejny sposób, że zaczęłam dostawać lęku wysokości co też nie przemawia na plus. Ale poza tym, jest ok zawsze jakaś tam forma spędzenia czasu. I to w sumie narazie tyle z rewelacji.

Uczymy się pełzać i raczkować ;)

Chodzik-srodzik tu jest folia bąbelkowaa!!!! :D


Truchtańsko w chodziku ;) Teraz młodego już jest wszędzie pełno....
Tak chorowałem...


A tak bawię się z Vaderem! :)

Edit: W czasie pisania tego posta Wika po raz kolejny pokazała rogi. Wylała sok na podłogę po raz enty, a ja odkryłam, że tym razem popisała konia na biegunach (ostatnio miała szlaban na tv i kupowanie zabawek za porysowanie nożyczkami grającego lusterka Tristana, widać nie za dużo dotarło...). To dziecko kiedyś wykończy mnie psychicznie.


P.S. Do osoby która notorycznie zadaje w komentarzach pytania odnośnie Adama G. Jeżeli chcesz wiedzieć co i jak to odezwij się prywatnie na facebooku i tam zadawaj pytania, to odpowiem. To nie jest odpowiednie miejsce na zaśmiecanie informacjami na temat tego Pana.


czwartek, 19 września 2013

Zapiekanka z parówkami

Póki co wrzucam kolejny przepis, a jakąś notkę postaram się dodać jak najszybciej. Jako, że Tristan ząbkował i chorował ostatnie kilka dni i mnie również łapie jakieś choróbsko, Wika też chorowała to nie ma nawet czasu i chęci nic pisać. W każdym razie...

Jedno z moich popisowych i tanich dań. Pan Tata się w nim normalnie zakochał do tego stopnia, że mógłby jeść ją codziennie ;p Żeby było zabawniej przepis na to znalazłam w książce kucharskiej ściągniętej na androida ;] Zamieszczam po swoich modyfikacjach.

Składniki:
- Ziemniaki (w zależności od wielkości naczynia ale około 1-2,5 kg)
- 30 dag parówek
- 4 jajka
- łyżka masła
- 3 łyżki śmietany
- 10-15 dag startego żółtego sera
- 2 łyżki mąki
- 2 marchewki
- pół brokuła
- sól, pieprz, czosnek granulowany, oregano, przyprawy inne wedle uznania


 Ziemniaki ugotować i ugnieść. Trzy jajka zmikować z mąką, masłem, serem i śmietaną. Wymieszać z puree, dodać pokrojone w plasterki parówki, marchew i brokuły (te dzielimy na małe różyczki). Doprawić wedle uznania. Przełożyć masę do naczynia żaroodpornego lub żelaznej brytfanki, posmarować roztrzepanym jajkiem. Piec 50 - 60 minut w 180 stopniach.




*Mała uwaga: Do zapiekanki można dodawać różne składniki,na pewno wiele warzyw do niej będzie świetnie pasować.

poniedziałek, 9 września 2013

Placki ziemniaczane z łososiem wędzonym i szpinakiem.

Pierwszy tydzień szkoły za nami. Wika daje radę, ba wychowawczyni ją nawet chwali! Wszelkie obawy dotyczące sześciolatki w szkole zostały oficjalnie rozwiane ;)

A dziś jedno z moich ulubionych dań, łatwe, szybkie i niedrogie.

Składniki:
- ziemniaki (w zależności od ilości jaką chcemy uzyskać, ale kilka większych na pewno)
- 1-2 jajka
- mąka
- cebula (jedna większa lub dwie małe)
- sól
- pieprz
- czosnek granulowany
- szpinak (ja stosuję mrożony)
- łosoś wędzony
- śmietana
- opcjonalnie ser żółty
- olej

Jak zrobić placki ziemniaczane wie chyba większość, dla tych co nie wiedzą napiszę.

Ziemniaki obrać i zetrzeć na tarce lub w robocie kuchennym (proponuję na grubych oczkach tarki, choć jeżeli ktoś woli na małych też jest ok), to samo zrobić z cebulą. Dodać jajka, mąkę (tej nie trzeba dużo 0,5 -1 szklanka w zupełności wystarczy), sól, pieprz i czosnek (to już wedle upodobań, ale nie radzę sypać zbyt dużo). Wymieszać wszystko i kłaść na rozgrzaną patelnię z olejem, Uformować placek, lekko przyklepać łopatką i smażyć z dwóch stron na złoto-brązowy kolor.

Kiedy placki są gotowe, kolejno nakładać plastry łososia, szpinak, polać śmietaną i ewentualnie jeśli ktoś lubi posypać startym serem. Świetnie smakuje zarówno na ciepło jak i na zimno.

Gotowe!

Zdjęcia wyszły mi takie sobie, ale myślę, że zawsze coś tam zobrazują gotującym ;)

Smażenie

Usmażone

Dodajemy łososia...

... na to szpinak...


... i śmietana na górę (To ostatnie może nie wygląda szczególnie zachęcająco, ale zapewniam, że smakuje wybornie!).

wtorek, 3 września 2013

Jak Tristan zaczyna zapracowywać na ksywkę Tris Wild ;)

Oto co mój kochany synek zdążył nabroić dziś rano kiedy odprowadzałam Wikę do szkoły, a Pan Tata smacznie spał....




Coś czuję, że remont będziemy robić szybciej niż nam się wydaje.... Tris zaczyna być bowiem człowiekiem demolką....

A jeszcze chwilę przed moim i Wiki wyjściem tak sobie dwa aniołki spały.... Jak się tak dobrze przyjrzę to zaczynam dostrzegać małe diabelskie różki na główce Tristana ;] Ehh... pierwsza rozróba za nami...


A tak z innej beczki, papiery na studia już złożone! Od października mamuśka dołoży sobie kolejnej roboty ;p Trzymajcie kciuki!