Ogólnie muszę przyznać, że ten weekend był diabelnie aktywny i na wariata. W piątek egzamin na 14:00, potem powrót do domu. Ogarnęłam to i owo, dziadek zostawił mi samochód (w sobotę na 7.30 trzeba było być w Katowicach, więc lepiej być zmotoryzowanym), sam zabrał Wikę i pojechali. Niedługo potem przyjechał krasnoludzki osobnik, imieniem Łukasz, a w mojej chorej głowie zrodził się spontaniczny plan, co by korzystając z okazji posiadania auta zapakować stado i gościa i wybrać się nad Łysinę (zalew w sąsiednim mieście), gdyż wyjście na nasze Paprocany w pogodny weekend to czyste samobójstwo ze względu na spore stężenie plebsu. Pomysł okazał się strzałem w dziesiątkę, młody się wyszumiał, psy popływały, wyhasały. A i my nieco odpoczęliśmy. Co zresztą widać na załączonych obrazkach.
Po prostu drzewo.
Hasu, hasu, hasu!
Zabawki, piasek, woda, psy. Raj :D
Stado odpoczywa.
"Mamo łowie rybki!"
Iiii poszliiii!!! :D
Siedząc nad zalewem, wpadliśmy na kolejny genialny pomysł, bo taki wypad to przecież za mało. Łukasz musiał na drugi dzień podjechać do rodziców ogarnąć coś w domu i nakarmić kota. Zatem czemu by nie załatwić sprawy od razu? Tym sposobem, zapakowaliśmy się ponownie w merca i w drogę. Brzmi mało ambitnie, ale robienie wieczornego eurotripa na Trasie Tychy - Łysina - Czeladź - TESCO - Tychy, wraz z dzieckiem i dwoma psami to całkiem ciekawa i stosunkowo hardcorowa sprawa. Po powrocie zachciało się nam dodatkowo smażyć hamburgery i powtarzać materiał na egzamin. Szaleństwo.
Takie tam na kuniu z TESCO ;p
Na drugi dzień, wczesna pobudka, ogarnianie Tristana i zabezpieczanie mieszkania przed huraganem Padme (skurczybyk robi demolki godne kapeli rockowej jak tylko zostaje z Vaderem sama), ponownie spakowaliśmy się tym razem w trójkę do auta, po drodze zgarnęliśmy mojego kumpla z klasy, odwieźliśmy Tristana do dziadków i w długą do Katowic. Później było już nieco spokojniej, wizyta u dziadków, po powrocie do domu, kawa itd. Wieczorem granie na kompie.
A domofon zabezpieczam przed potworem tak. (Nie... nawet to nie pomogło, znowu zeżarła kabel....)
Niedziela za to była takim fajnym, lekkim uczczeniem początku wakacji, Po porządnym śniadaniu, wybraliśmy się znów we trójkę, spacerem do TESCO, w celu nabycia dóbr do wykonania sushi. W drodze powrotnej, jeszcze zahaczyliśmy o Biedronkę po łososia gdzie doszło do małego momentu grozy. Otóż Tris swoim rowerkiem biegowym chciał koniecznie, już natychmiast wjechać do środka i wmontował się w zamykające się akurat drzwi automatyczne. Niestety skończyło się to znowu rozciętą głową, trochę krwi poleciało i ogólnie larmo na cały sklep. Całe szczęście gorzej to wyglądało, niż było w rzeczywistości. Godzinkę później siedzieliśmy już w komplecie na dzikiej plaży wraz z ciotką Agatą i jej synkiem Nikosiem. Cała trójka się wybiegała, psy pospacerowały, my się poobijaliśmy na trawie. A potemwróciliśmy do nas, gdzie dołączył jeszcze Reds, Marta i Marcin, zrobiliśmy to sushi i ogólnie fajnie spędziliśmy resztę wieczoru. Dawno tak fajnego weekendu nie było :)
<3 p="">
3>
3>
No debil. Zaklinować się w paczce chipsów tylko Padme potrafi.
A już w najbliższy weekend wybieramy się do mojej samotni w góry całą ekipą, co by porządnie odpocząć po trudach ostatnich miesięcy. Pojawił się nawet quest zdobycia Baraniej Góry! :) Ale na pewno naskrobię coś jeszcze przed wyjazdem.
Ajajajeao staczamy się na dno xD
OdpowiedzUsuńCzeka nas ok. 17 km marszu w terenie górzystym. Do tego 2 psy,krasnolud,2 elfy, mroczny elf i hobbit. Normalnie drużyna pierścienia! Idziemy zniszczyć pierścień !
eee 3 psy.. w porywie 4 xD Dream team!!!! The takin the hobbit to Isengard!!! :D
Usuń