Witam was w styczniu 2019 roku! Wiem... wiele czasu minęło, wiele wód w rzekach upłynęło... ale i w moim życiu upłynęło wiele... wszystkiego. Porzuciłam bloga na rzecz wielu innych spraw, jak zawsze stres i obowiązki przyćmiły mi wenę do pisania. Ale staram się wrócić tutaj. Dostałam już jeby od Marty i czas najwyższy się posłuchać :D (nadal nie będziesz mi życia układać!)<3 c="" co="" mam="" nadziej="" napisa="" p="" wi="">3>
Zaszło wiele zmian... Ostatnie moje wpisy pamiętacie z tych momentów zaraz po ślubie. Czy coś się zmieniło? Wiele i zarazem nic. Wciąż jesteśmy razem ja, Łukasz, dzieciaki, ta nasza pasożytnicza komuna, wciąż jest pięknie i wciąż się wszyscy kochamy.... Ale już w innym miejscu. Kupiliśmy dom. Duży dom na wsi pod Oświęcimiem. Ktoś mi kiedyś zarzucił, że ja to tylko mam takie gówniane marzenia o domku z białym płotkiem... Ups... mam czarny płot jak dupa Szatana. Szach mat. Ale z resztą muszę się zgodzić, marzyłam o domu na wsi. O zostawieniu tego całego parującego gówna za sobą i zaczęciu nowego życia z czystą kartą. Z dala od tej bandy popieprzonych i ograniczonych ludzi, którzy nie zasługiwali nawet na odcisk mojego trepa na wycieraczce. Udało się. Rozdział został otwarty. Poprzednie tylko ciągle zamykałam, a ten konkretny otwarł się z impetem. Rok 2018 był przełomowy w moim życiu. Dom, kurs na wymarzone ciężarówki (tak kochani, Janis została tirówką :D ), na samym końcu kolejny kociak i kolejny psiak, wielkie rodzinne święta, pamiętny Sylwester z kochanymi ludźmi... Znowu jest nas więcej. Prócz tego zaszło jeszcze wiele innych zmian. Ale te opiszę za zgodą osób zainteresowanych. Powiem tylko tyle, że prócz mnie jeszcze kilka osób pokazało środkowy palec gównianemu losowi i popaliło za sobą mosty. Dobrze... tak miało właśnie być. Wszyscy spaliliśmy coś za sobą, ale wciąż siedzimy obok siebie przy płonącej watrze nie oglądając się za gorejącą za nami i kwiczącą z żalu przeszłością. Trzymamy się twardo za ręce oglądając poblask tego co było i co rujnowało nas jako ludzi. Ten wpis nie piszę mentalnie sama bo wiem, że reszta zechciałaby wykrzyczeć dokładny analogizm, ale nie ma gdzie. Więc robię to w imieniu wszystkich. Wszyscy ostatni czas spędziliśmy walcząc o siebie... i wygraliśmy. Każdy z nas. Nic w życiu bardziej mnie nie cieszyło niż właśnie ten stan rzeczy. Nasza walka i nasza wygrana.
I dlatego w tym miejscu chcę każdemu z tej chorej ekipy podziękować za najgorszy i najlepszy czas, za bycie obok siebie i za to, że mimo wielu gównianych akcji przetrwaliśmy. I będziemy tak trwać dalej. I każdemu życzę takich przyjaciół, bo prócz nich i rodziny nie ma nic ważniejszego, więc mam nadzieję, że wszystkie kolejne lata spędzimy razem. Więcej dziś pisać nie będę. Zostawię tylko zdjęcia. Niebawem znów pojawią się śmieszkowe posty i cała reszta. Tym konkretnym wpisem chciałam wam pokazać, że mimo że możemy być bandą buców i czasami sobą gardzić,a mimo to przetrwamy najgorszy szajs. Polecam to samo każdemu. Bo przyjaciele to rodzina, którą się wybiera i żyje z tymi debilami do końca swego parszywego życia... Love ya guys! Jesteśmy silniejsi niż Kattegat!
Wszystkiego najlepszego w nowym roku, żeby każdy mógł powiedzieć to co my!
Póki co, minął rok i co Tim Burton złączył nikt nie rozdzielił. I nie tylko o małżeństwie tu mówimy ;)
To co z tą wioską wikingów? ;P
Zostawiam ku potomności kompromitujące zdjęcia oraz fotki nowych lokatorów - Jango Fetta i Belli Goth :)
Doczekałam się nowego wpisu! Zjebka jednak zadziałała ;) Bo musicie wiedzieć, że Janis najlepiej jest zmotywować bluzgami i krzykiem :D Dziękuję za ten wpis. Wyraziłaś to co mi chodziło po głowie : spalić za sobą wszystko i zacząć od nowa. Jedna rzecz mnie tylko gryzie, a mianowicie to, że podczas mojego palenia przeszłości oddaliłam się od Ciebie i twojej rodziny. Wiem, że nie skreślasz mnie z tego powodu ale wiem też, że mozesz odczuwac swoisty żal, że nie brałam udziału w Twojej pogoni za marzeniami. Musiałam tak a nie inaczej postapic zeby uratowac z siebie to co mi pozostawiono. Niestety nie potrafie funkcjonowac na wiele frontow i moje dzialania sa zawsze jednotorowe. Wiesz jak sie u mnie konczy tzw. "Za duzo na glowie"... Pomimo tego, że nie było mnie przy Tobie, obserwowałam zachodzace zmiany i cieszylam sie, że realizujesz to co zawsze chcialas zrobic. Wiem, ze jestes szczesliwa i twoje zycie nareszcie jest spokojne i szczesliwe. Tego Ci zawsze życzyłam. Tym komentarzem chciałabym Cię przeprosic Janis. Kocham Ciebie, dzieciaki, psiaki i kotki (Sorry ale Łukasza nadal się boję xd) i ciesze sie, że tak dzielnie znosisz moją czasami paskudna osobe. Dziekuje, że jestes moja przyjaciółką na dobre i złe. Marta
OdpowiedzUsuńZłamasie... mogę powiedzieć to samo. Był moment kiedy oddaliłyśmy się, ale i tak udało się nam wrócić na odpowiednie tory, te biegnące obok siebie. Też mam swoje za uszami i też mam za co przepraszać. Najważniejsze jest to, że obie spaliłyśmy za sobą całe to gówno i od nowa się podnosimy.. i cały czas jakimś cudem razem. Jestem pewna, ze nawet najgorsze zwady przetrwamy wszyscy i za 10, 20 czy nawet 40 lat wciąż będziemy spotykać się na wspólnych wakacjach, grillach, świętach, sylwestrach i każdej innej okazji. Od tego się mamy. I tyle lat użerania się ze sobą nawzajem pokazało, że warto zawalczyć. Staliśmy się sobie wszyscy tak bliscy, że niby jesteśmy osobno, ale kulejemy kiedy tej reszty nie ma obok nas. Lubię ten stan. Lubię to co zaszło między nami i sama dobrze wiesz, że ten wielki dom to nie była tylko zachcianka, bo Janis musi sobie coś zrekompensować (to robię samochodami), chciałam wielkiego domu, aby mieć pewność, że dla każdego z was moje drzwi będą mogły być zawsze otwarte. Bez tego jazgotu to tylko budynek.
UsuńP.S. Jestem i będę, ale i tak dziwię się, ze inni nas jeszcze lubią i znoszą xD
Mnie lubia Ciebie znoszą xD
UsuńJest dokładnie odwrotnie :D
Usuń