Dziś wyszły na światło dzienne pewne fakty.
Jakaś nie tego jestem ja, mąż, teść i sprzedawca naszego nowego
vana xD
Prosta sprawa, końcem września podpisaliśmy z
mężem cyrograf, po uczczeniu tego faktu hucznym oraz jakże
wybitnie oryginalnym i jedynym w swoim rodzaju weselichem, zajęliśmy
się jak na naszą narodową cebulę przystało liczeniem hajsu. Hajs
się zacnie zgadzał, zatem w końcu spełniamy nasze małe marzenie,
kupujemy samochód! Ale samochód nie byle jaki. Przy posiadaniu
dwójki latorośli, dwójki czteronożnych szczekających kudłaczy
oraz jednego miauczącego podjęliśmy jedyną i słuszną decyzję
zakupienia vana. Wszak nie wiemy jeszcze dokładnie co nam przyniesie
przyszłość, ale już przy tej ferajnie zwykła osobóweczka, a
nawet kombi nie wystarczy zdecydowanie. Zatem od tygodni oglądaliśmy
we trójkę oferty samochodów, konkretnie Volkswagenów T4,
Caravelle oraz Fordów Transitów. Bo Janis jak to Janis ma swoje
zasady i byle czym jeździć nie będzie. Zatem w grę wchodzą tylko
amerykańce i niemcy, bo francuzom nie ufam, polskie fujka, japońce
też niiiieeee.... Do sedna.
Po przekopaniu jakiejś połowy internetów
(momentami zahaczaliśmy chyba o jego krańce), odrzuceniu ofert
ponad nasz przedział cenowy, rzęchów, szrotów i innego dziadostwa
objawił się nam ten jedyny. TEN JEDYNY wręcz. Piękny, idealny,
rocznik w sam raz, wszystko śmiga, furczy i tańczy, blacharka cudo
no klasa sama w sobie, moje 9-osobowe marzenie, pieprzona gwiazda
śmierci. Sam Darth Vader by się zachwycił. Super! Umawiamy się i
jedziemy. Na szczęście nie tak daleko (Ruda Śląska, więc czekała
nas Trasa Tychy - Czeladź - Ruda - Czeladź - Tychy. Przypomina mi
się tutaj odcinek zDupy https://www.youtube.com/watch?v=SSQNfra6nhM
i tekst o wyjeżdżaniu z Katowic xD). Na miejscu też klasa, no
normalnie czuję chemię z tym wozem od początku, małż też
aprobuje, teść tak samo. Bierzemy... I już już mamy podpisywać
umowę, a tu jak nie ciulnie. Gdzie karta pojazdu? Szlag właściciel
chyba ma w domu, dzwoni do żony. Tam nie ma. Wtf... Okazuje się, że
ten samochód chyba jej już wcześniej nie miał, ale spoko
wyskoczymy do urzędu i dostaniemy stosowne dokumenty. Dojeżdżamy
na 14:12. Urząd do 14. Nosz k.... Dobra, umawiamy się, facet
przyjedzie we wtorek, jego wina, przeprasza ale targu dobijamy, bo
okazja jak nigdy. Trudno wytrzymamy jeszcze tą chwilę.
W domu jeszcze chaos taki, że człowiek ma
ochotę ciąć się łyżką. Moja dzika ferajna postanowiła, że
buty śpią z nami, śmieci też śpią z nami, a więcej śmieci
nada się na konfetti, a nawet śpi z nami.... kupa! Po prostu
uznały, że zajebistym pomysłem jest wciepać gówno nam do
łóżka.... Zabić to czasem dla nich za mało. Do tego zeżarli
dzieciom drożdżówki. Kocham te zwierzęta jak Czarta kocham, ale
no to co oni czasem wyprawiają to porażka. W międzyczasie Wika
chce frytki, a kot chce żryć. Już!! Potem jeszcze jedna gówniana
sytuacja. Siadłam taka zrezygnowana życiem, całym tym dniem, chcę
już po prostu mieć wszystko w podwoziu... kiedy mąż podchodzi i
wywala mi tekst:
-Bestio, nie żebym Cię chciał dziś bardziej
wkurzyć czy coś... Ale dzwonił tata,
-???
-No bo w sumie mogliśmy ten wóz mieć już
dziś pod domem. Okazuje się, że adnotacja o tym, że van nie ma
karty była w dowodzie rejestracyjnym schowana. Żaden z nas tego nie
zauważył....
Kurtyna. Teść swego czasu sprzedawał
samochody w potężnych ilościach, znawca itp. Mąż też nie jakiś
debil wie co robi, zna się. Ja fanka motoryzacji, w ciula się robić
nie dam, znam się na ile się znam, sama sprawdzałam czy się
dokumenty zgadzają, kopałam pod maską itp. Właściciel też nie
jakaś pipa, zna się facet na tym co robi i wie jak utrzymać auto.
Każdy z naszej czwórki oglądał ten zasrany dowód rejestracyjny.
Kurde każdy... Żaden nie sprawdził czy nie ma tej notki.... ja
pierdacze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz