Horror Story
W mrocznym, ciemnym, głuchym lesie
Gdzie wnet echo się nie niesie
Stoi mały, stary dom
Co w tym domu? Samo zło.
Ściany przesiąknięte śmiercią
Każdy pokój wieje chłodem
Tylu ludzi tu zginęło
Istny cmentarz pod podłogą
W tym parkiecie - ciężka klapa
Pod tą klapą - sala kata
Łańcuchy, haki i inne narzędzia
Wszystko rdza od dawna pożera
Lecz historia zaczyna się od nowa
Grupa przyjaciół do domku nadciąga
Blondynka, brunetka, kolega i chłopak
Czy któreś ocalić żywot dziś zdoła?
Już są, przybyli wreszcie, zmęczeni
Losu, który ich czeka, wciąż nieświadomi
Nadal się cieszą z takiej wolności
Nie wiedząc do jakiej weszli pułapki
Wieczór nadchodzi, kominek płonie
Kolejna butelka wina, robi się zabawnie
Coraz przyjemniej, romantyczny nastrój
Para zamknęła się w drugim pokoju
Druga parka znudzona już sobą
Rozglądać zaczęła się za jakąś rozrywką
- O! Popatrz klapa! Chodźmy zobaczyć!
W pokoju natychmiast powiało grozą
Oczom ich ukazały się piwnicy zgliszcza
Odór uderzył okrutnie w ich nozdrza
Na ścianie wisiała martwa kobieta
Krew jeszcze spływała po piersiach i nogach
Parka już chciała uciekać w popłochu
Drogę zagrodził im maniak w fartuchu
Dziewczyna krzyknęła, stojąc w bezruchu
Jeden, celny cios w głowę i padła bez tchu
Towarzysz też chciał uciec, zrobił kilka susów
Nie przewidział psychopaty kolejnych ruchów
Morderca pociągnął jeden z łańcuchów
Ciało poszatkowane przez tysiące kolców
Tymczasem para, już po uniesieniach
Odpalała kolejnego papierosa
Wtem coś stuknęło pod samą podłogą
Szurając okrutnie wyszło na zewnątrz
Zaczęli wołać swoich przyjaciół
Brak odpowiedzi ich zaniepokoił
Wyszli ich szukać, może coś się stało...
Obejście okolicy jednak nic nie dało
Nagle w lesie dostrzegli ruch
Brunetkę zobaczyli leżącą wśród mchu
Z odrąbaną głową oraz bez nóg
Ze strachu oboje stanęli bez ruchu
Za plecami dostrzegli czyjąś obecność
To maniak w fartuchu już na nich czekał
Zaczęli uciekać, lecz marne ich szanse
Chłopak biegł z już poderżniętym gardłem
Upadł dość szybko, prosząc o litość
Wariat nie zważał na jego błagania
Serce mu wyrwał jednym, sprawnych ruchem
Młody osunął się mimo starania
Została blondyna, samotna, bezbronna
Korzystając z nieuwagi schowała się w szopie
Wlazła do szafki ze złudną nadzieją
Że szaleniec za nią tutaj nie dotrze
Siedziała cichutko, jak mysz pod miotła
Nie chciała styczności z taką katorgą
Lecz na wariata nic nie działało
Bez zastanowienia zmasakrował jej ciało
Złapał za włosy i wbił nóż w plecy
Trzymał swą ofiarę mocno za ręce
Zamordował kobietę dla czystej hecy
W życiu nie myślała o takiej udręce
Tak się kończy to horror story
Po młodych już nikt nie nosi żałoby
Bo mimo uprzedzania pojechali do chaty
Choć każdy pamiętał wcześniejsze makabry