niedziela, 28 czerwca 2015

"...na zawsze i na wieczność uczyńmy z życia święto, by będąc tu przez chwilę wszystko zapamiętać..."

Po tym weekendzie mamy co opowiadać! Otóż w piątek, tuż po zakończeniu roku mojej Wiki (w tym roku bezproblemowo udało się jej zdać! Gratulacje!) i odebraniu świadectw postanowiliśmy wybrać się na imprezę z Minionkami, organizowaną między innymi w Katowicach (ja tam tej bajki nie ogarniam, ale ważne, że atrakcje dla dzieci były), a przy tej okazji mogłam spotkać się ze swoją koleżanką Natalią (pozdrawiamy :D). Nasza historia jest dość zabawna, bo spotkałyśmy się po dziewięciu latach od naszego pierwszego spotkania, którym była... podróż z Niemiec do Polski autokarem. Przegadałyśmy wtedy długie godziny i znajomość została. I mam nadzieję, że trwać będzie jeszcze wiele lat!

Na dzień dobry spotkały nas drobne problemy natury złośliwości rzeczy martwych. Otóż zaplanowany pociąg, okazał się być zastąpiony autobusem, bo remonty na torach (ehh... kocham ten kraj naprawdę...), więc mój dzielni mężczyzna podjął się misji zawiezienia nas do Katowic. I to przebiegło bez problemowo, za to powrót zajął mu około 2 godziny. Tychy od Katowic dzieli raptem z 20 km.... Ale korki muszą być, bo za dobrze by niektórym było.

A do Guns'N'Roses w aucie młodzi bawią się tak! :D (wybaczcie kiepskie zdjęcia, ale coś musiałam mieć uwalony obiektyw, albo zwyczajnie aparat miał kiepski dzień.)


Tak więc spotkałyśmy się z naszymi dziećmi i mamą Nati pod Galerią Katowicką, gdzie dzieci mogły wyszaleć się na zamkach do skakania, wycyckać nas doszczętnie z pieniędzy, bo wiadomo a to McDonald's i zestaw, a to jakieś zabawki i bibeloty, a to lody, a to księgarnia gdzie znów wydaliśmy za dużo, a to stoisko z filmami itp. itd. Oczywiście bez kopania w sztucznej plaży też się nie obyło. Te kilka godzin atrakcji już było dość męczące, wszak wiadomo, że utrzymanie w ryzach trójki szkrabów to nie lada wyzwanie! Ciekawa jestem swoją drogą ile mam lub ojców zabrało swoje dzieci na te imprezy (były w wielu miastach w Polsce), warto było nie da się ukryć.

McDonald'owe od Natalii :)

Od razu widać które to rodzeństwo :D

Łiiii!!!! ^^

Jupi! :) Dmuchany zamek na propsie!


Wizyta w Macu obowiązkowa! Od tygodnia od obojga słyszałam marudzenie, że chcą iść na niezdrowe żarcie ;) (samo się przesiedli do czystego stolika, a matki z tym syfem zostawili xD)

Ciotka z młodymi wybiera bajki na dvd :D Ehh te promocje, przeceny i każda baba się na to złapie (ja również...)

Tris, Wika i Julka knują pod schodami (przynajmniej na chwilę usiedli w jednym miejscu)

Fotka którą znalazłyśmy na stronie Galerii Katowickiej i pozwoliłam sobie ukraść ;) Fejm się zgadza!



Ale, ale! To nie był koniec atrakcji! Około godziny 18 rozjechałyśmy się każde swoimi pociągami. Adrian postanowił nie ryzykować kolejnej dwugodzinnej podróży, więc zaproponował, że odbierze nas z dworca i pojedziemy prosto na Dni Mikołowa. Tak więc zrobiliśmy. Przewidując, że wieczorem będzie chłodno trzeba było się przebrać, a oczywiście Janis zawsze uzna, że przebieranie koszulki i gaci podczas jazdy jest genialnym pomysłem! I wcieli go w życie ;) Dzieci jednak ubraliśmy na miejscu. Jako, że mieliśmy jeszcze sporo czasu do koncertu Wilków, postanowiliśmy zabrać dzieci na jakiś najbliższy plac zabaw. I o dziwo znaleźliśmy w parku piękny drewniany placyk, na tyle oryginalny, że postanowiłam uwiecznić go na zdjęciach.

Powrót ciuciu (bo Tristanu tak zarządził!)

No, a to plac który mi się tak szaleńczo spodobał!


Jest w nim coś ciekawego (ciekawa jestem jak wygląda w nocy, zapewne dosyć creepy :D)

Młodzi się huśtają, a jakże!

Wujek pilnuje, żeby nikt się nie zabił ;)


Po zabawie na placu, uznaliśmy, że warto by było pójść coś zjeść i się napić. Zatem krążąc po alejkach przy Mikołowskim rynku natknęliśmy się na świetną i tanią pizzerię, która serwowała cholernie smaczne jedzenie. Mianowicie Pizzeria Silesia. Polecam tam zajrzeć w wolnej chwili! ;) No i po posiłku dawaj, na koncert. Wszystko było spoko, Młodzi się bawili, a w sumie to najwięcej wybawiła się Wika skacząc, tańcząc i siedząc na barana u wujka. Mi przypadł zaszczyt trzymana jaśnie Trisa, który postanowił sobie bezczelnie zasnąć i ani myślał, przez pół koncertu pozwolić się przełożyć do Adriana. Efektem tego są moje od dwóch dni obolałe kości, mięśnie i diabli wiedzą co jeszcze. Wczoraj nie byłabym w stanie napisać nawet tego posta, tak byłam osłabiona i drżały mi ręce. Obiecałam już Młodemu, że jak skończy 18-naście to będzie mnie trzymał na barana pół koncertu w akcie zemsty ;) Tak czy siak przyznać trzeba, że Wilki po raz kolejny dały czadu (jak zawsze oczywiście!), warto było nawet nadwyrężyć kręgosłup. No i o dziwo natknęliśmy się, na miłą ochronę, która pomogła nam wyjść tuż przed bisami z tego tłumu. Tak więc uznaję wszem i wobec, z dziećmi naprawdę da się chodzić na koncerty! Młodzi padli tak solidnie, że spali do 10 (a nawet dłużej) następnego dnia. Misja wypełniona!


Zdjęcia może nieco słabe, ale ważne, że pan Robert uwieczniony ;) Auuuu!!!

Tak bobasowaty padł :D (i raczył przenieść się do wujka na ręce) Niby taki demon ale jak śpi to normalnie sama słodycz!

Uradowana koncertem Wikula :) Aż mnie duma rozpiera, w końcu się przekonała całkowicie :D

Jest moc! Tworzę sobie małe klony ;) Duma mode on :D

A to nasze łupy z tej całej eskapady (z koncertu nic nie mamy, autograf dorwała rok temu, a w tym musieliśmy lecieć, bo młodzi padali totalnie :P). 
Dla mamy: 
"Wampiry. Historia z zimną krwią spisana" - B. Karg, A. Spaite, R. Sutherland
"Carrie" - S. King (dawno chciałam ją dorwać w wersji papierowej!)
" Tengu: Powieść o demonicznej zemście nuklearnej" - G. Masterton
No i filmy: "Watchmen: Strażnicy" wart polecenia każdemu!
"Straceni chłopcy" dla miłośników wampirów i klimatów rockowych ;)

Dla bajtli:
Czytanka z trzema opowiadaniami (z tego co widzę dodawana kiedyś do pisma "Rodzice")
"Monster High: Upiorna szkoła" L. Harrison (Wika ma świra na ich punkcie od pewnego czasu. A ja wciąż ubolewam czemu za moich czasów takich fajnych lalek nie produkowali tylko te różowe paskudztwa ;P)
Plus filmy: "Monster High: Upiorki rządzą!"
I klasyka "Pocahontas" (w końcu kto z nas tych bajek nie oglądał i nie uwielbiał :))


Dla zainteresowanych tanią książką moli polecam komis w Katowicach przy ul. Mickiewicza. Numeru nie pamiętam, ale jeśli kogoś to ma w jakiś sposób naprowadzić, to obok w tej samej bramie mieści się sex shop ;) Co tam wpadam, to zawsze wydaję jakąś większą sumę na kolejne tomiszcza z grozą plus jakieś bajki dla młodych. Warto sprawdzić naprawdę! :))

A teraz kończę te swoje wypociny, gdyż za jakąś chwilę przyjedzie do nas moja mama i jak wiadomo trzeba będzie ją ugościć. Zatem moi drodzy miłej lektury!

Party on!








2 komentarze:

  1. Jeśli chodzi o książki, to polecam budki na ulicy Stawowej. Duży wybór książek po 3-4-5zł, a nawet jeśli te nie wpasują się w Twój gust, to reszta też nie jest za grube pieniądze. Taki antykwariat na ulicy :) Ja sama nawet jeśli nie mam pieniędzy przy sobie tam zrobić postój na min. pół godziny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie ostatnio to zauważyłam ( w Katowicach bywam naprawdę rzadko więc nie zawsze jestem na bieżąco) i udało mi się na chwilę rzucić tam okiem :) Pogrzebać zawsze warto! Skoro w Żabce dorwała Stukostrachy Kinga to i tak pewnie coś fajnego jeszcze wynajdę :)

      Usuń