poniedziałek, 28 stycznia 2013

Trochę rozważań o moich inspiracjach i rzeczach które lubię...



Czas się pochwalić tym i owym. Semestr już prawie cały zaliczony i to z ocenami wyższymi niż się, szczerze mówiąc spodziewałam. Został mi jeszcze tylko jeden przedmiot i sprawa załatwiona. Dziś, odwiedziliśmy również z moim lubym, Szpital Kolejowy w Katowicach-Ligocie. Trzeba przyznać, że porodówka i oddział po prostu pierwsza klasa. Wybór na tę chwilę bardzo trafny.


Oryginał dla porównania ;)





A dziś co nieco o moich inspiracjach, skoro już wrzucam fotkę manicure'u podpatrzonego u wokalisty Aerosmith. Przeglądam na bieżąco blogi poświęcone stylizacjom, modzie, itp. I zauważam jedną sporą róznicę między moim, a resztą. Mianowicie taką, że osoby, którymi ja się inspiruję lub podziwiam skrajnie różnią się od ulubieńców innych blogerek (i nie tylko blogerek). Zauważam też, że mój konsekwentny brak sympatii do idoli dzisiejszych czasów, doprowadził do tego, że większości masowych sław dziś nie znam, bądź kojarzę tylko z nagłówków gazet, przelotnie. Da się to chyba również odczuć w tym jak wyglądam.  Podczas gdy moje rówieśnice podziwiają styl niejakiej Rihanny czy głos innej Adele, wzdychają do Pattinsona czy innego wypacykowanego pięknisia, ja z uporem maniaka ściągam ze stylu muzyków sławnych w latach 80', za wokalistę idealnego uważam Alice Coopera i Stevena Tylera, podziwiam Roberta Gawlińskiego i nadal wzdycham do młodego Sylwestra Stallone. Cóż, o ile mogę orientować się w tym co jest aktualnie modne do noszenia, śledzić nowinki w filmie czy literaturze czy być na bieżąco z kosmetykami, to jednak jeśli chodzi o dzisiejszą muzykę zawsze będę daleko w tyle. I co ciekawe, jestem z tego cholernie dumna. Nie interesuje mnie nowoczesna muzyka, kobiece filmy o miłości najczęściej nudzą, a faceci z okładek, którzy depilują sobie klaty i noszą się na hipsterów są według mnie absolutnie pozbawieni testosteronu. Do tego lubuję się w horrorach i fantastyce, uwielbiam kostiuming wszelkiej maści i kocham stare samochody. O ironio. Zastanawiałam się dłuższy czas czy te moje odchyły aby nie są zbyt drastyczne, aby prowadzić tego typu bloga i zastanawiać się nad pójściem na studia dla projektantów, ale z drugiej strony przecież oryginalność jest dziś podobno w cenie, prawda? I mam również nadzieję, że takich limitowanych edycji jak ja jest więcej (byle nie za dużo! ;]), kilka nawet już napotkałam na swej drodze.



No to tak, miałam się pochwalić torebką Ed Hardy to się chwalę :) 20 zł w SH, a łup jak dla mnie unikatowy (a jaki praktyczny!). Na zdjęciach również jedna z moich cenniejszych zdobyczy lumpexowych, mianowicie futerko, które zakupiłam już bodajże z 2, a może i 3 lata temu za jakieś śmieszne grosze. Ramoneska natomiast przybyła prosto z Belgii, wypatrzona przez mamę mojego mężczyzny, która zawsze celnie trafia w mój gust (nie wiem jak ona to robi naprawde :D).






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz